Początki

Maria Franciszka Teresa przyszła na świat 2 stycznia 1873 roku w rodzinie Martin w Alençon. Matka Zelia Guérin, hafciarka, mistrzyni ściegu z Alençon, pochodziła z rodziny wojskowej, chciała być siostrą Miłosierdzia, ale z powodu słabego zdrowia nie mogła być przyjęta. Założyła więc warsztat koronkarski Ojciec Teresy, Ludwik pochodził także z rodziny wojskowej. W młodości również zamierzał wstąpić do zakonu - do kanoników regularnych. W końcu założył jednak sklep zegarmistrzowski.

Zelia i Ludwik zawarli związek małżeński w lipcu 1858 roku. Teresa była ich dziewiątym dzieckiem. Czwórka dzieci (w tym dwóch braci) umiera bardzo wcześnie, więc Teresa wychowywała się z czwórką sióstr: Marią, Leonią, Pauliną i Celiną. Wszystkie one zostały zakonnicami, a 4 wstąpiły do tego samego Karmelu w Lisieux.

Dwa dni po urodzeniu Teresa przyjęła chrzest św. Z powodu słabego zdrowia matki wkrótce została oddana mamce Róży Taillé w Samallé i do ogniska rodzinnego wróciła dopiero po półtora roku. Wzrastała otoczona miłością rodziców i sióstr. Jako najmłodsza była ulubienicą wszystkich. Była dzieckiem radosnym i pogodnym, ale przy tym upartym i drażliwym.

28 sierpnia 1877 roku, gdy Teresa miała 4,5 roku, w ogromnych cierpieniach umarła na raka piersi jej matka (w wieku 45 lat). Dla małej był to ogromny wstrząs. Po śmierci mamy rodzina Martin wyjechała z Alençon, w którym przedsiębiorstwo "point d'Alençon" zrujnowało zdrowie Pani Martin. Przeprowadzili się do Lisieux i zamieszkali z bratem mamy, Izydorem Guérin, w Buissonnets. Maleńka Teresa doświadczyła tam czułości sióstr. Paulina, najstarsza z nich, wybrana na "drugą mamę", doskonale wywiązywała się ze swej roli.

Teresa właśnie Paulinie powierzała wszystkie swe sekrety. Tak jak Paulina chciała też być zakonnicą nie rozumiejąc nawet, co to znaczy. W czasie zabaw lubiła wydłubywać błyszczące kamyki z muru i potem sprzedawać je tatusiowi, który bardzo poważnie je kupował. Ojciec, jej "ukochany król" - po śmierci żony - podwoił swą czułość wobec najmłodszej córki, darząc ją "miłością iście matczyną". Tereska powoli stawała się dzieckiem nieśmiałym i nadwrażliwym. Już od początku odznaczała się pewną cechą: gdy coś zbroiła, natychmiast musieli o tym wszyscy wiedzieć. Była jak przestępca oczekujący na wyrok przekonana, że łatwiej otrzyma przebaczenie, gdy przyzna się sama. Kiedyś Leonia przyniosła koszyk pełen gałganków, sukienek i lalek, z prośbą, by sobie wybrały, Teresa chwyta cały koszyk z krzykiem: Ja wybieram wszystko. Jak sama dodaje: ten drobny szczegół z mego dzieciństwa jest streszczeniem całego mego życia . Później zrozumiała, że być świętą to znaczy brać wszystko co daje Bóg. Zrozumiała, że każdy ma swobodę odpowiedzi na zaproszenie Pana, że może czynić dla Niego dużo lub mało. Jej życie było wołaniem: Boże wybieram wszystko! Nie chcę być świętą połowicznie! Tych kilka spostrzeżeń: konsekwencja w postanowieniach, wiara w przebaczanie, całkowitość, stały u podwalin tego co nazwie później małą drogą.

Trudne doświadczenie

Gdzieś około 1879/1880, gdy miała 7 lat odbyła pierwszą spowiedź. Wtedy też miała profetyczną wizję doświadczeń swego ojca. W wieku ośmiu lat, (1881) 3 października Teresa wstąpiła do Abbaye jako pensjonariuszka. Tu spotkała się po raz pierwszy z twardymi realiami życia: z zazdrością i złośliwością swych rówieśniczek. Nauka w szkole była dla niej męczarnią. Była nieszczęśliwa. Doświadczenie to trwało przez 5 długich lat. W domu rozpieszczana i w centrum zainteresowania, nie potrafiła przystosować się do warunków szkolnych.

Drugie doświadczenie, jakie dotknęło ją w tym czasie, nadeszło gdy Paulina, jej "druga mama" skończyła 21 lat. Paulina oczekiwała pełnoletności, aby móc zrealizować marzenie, jakie dojrzewało w niej od dawna. Wstąpiła do Karmelu w Lisieux, przyjmując imię Agnieszki od Jezusa. 2 października 1882, mała Tereska, zalana łzami, otrzymała "ostatni pocałunek". Jej rozpacz była tak wielka, że wkrótce podupadła na zdrowiu. "Dziwna choroba" nasiliła się w okresie od 25 marca (Zwiastowanie) do 13 maja (Zesłanie Ducha Świętego). Dziecko cierpiało na halucynacje i stany lękowe, majaczyło. Rodzina i Karmel wzywali wstawiennictwa Matki Bożej Zwycięskiej.

Przemiana

W niedzielę Zesłania Ducha Świętego 13 maja 1883 r. Teresa została cudownie uzdrowiona. Zobaczyła ona rodzinną figurkę Matki Bożej Zwycięskiej, jak się ożywia i uśmiecha. "Cudowny uśmiech Najświętszej Dziewicy" uwolnił ją nagle od podstępnej boleści, z powodu której tak straszliwie cierpiała. Wtedy to Teresa obrała sobie Maryję na Opiekunkę i Matkę. Nadal była nadwrażliwa, miewała migreny i często płakała. W końcu ojciec zmuszony był zabrać dziewczynkę ze szkoły a Tereska zaczęła pobierać lekcje prywatne.

8 maja 1884 r. był wzniosłym dniem dla Teresy: przystąpiła po raz pierwszy do Komunii Świętej. Odczuła wielkie wylanie miłości. "Kocham Cię i oddaję Ci siebie na zawsze" - szeptała 11-letnia Teresa Umiłowanemu Panu, Jezusowi.

Radość i cierpienia pozostały ściśle połączone w jej życiu. 14 czerwca przyjęła "sakrament Miłości", jak nazywała bierzmowanie. Przygotowywała się do niego w stanie "świętego uniesienia". Szczęście przerwało nowe rozstanie: jej siostra Maria, "trzecia mama", idąc w ślady Pauliny, wstąpiła do Karmelu. Przyjęła imię Marii od Najświętszego Serca. Dorastająca i tak bardzo wrażliwa Teresa wylewała potoki łez. Doświadczenie spowodowane odejściem Marii, które spadło na nią 15 października 1886 roku jest tym okrutniejsze, że 8 dni później także Leonia, która zajmowała szczególne miejsce w jej sercu przez całe dzieciństwo, opuściła dom, wstępując nieoczekiwanie do klarysek w Alençon.

Rok 1887 był rokiem najszczęśliwszym ze wszystkich. Czternastoletnia Teresa wzrastała fizycznie i intelektualnie. Boże Narodzenie 1886 roku zostało naznaczone pięknym wspomnieniem w życiu dorastającej Tereski. Kiedy po Mszy świętej pasterskiej wchodziła po schodach, Duch Jezusa wlał w nią dar, jakiego tak bardzo jej brakowało, dar mocy i siły. Teresa nazwała ten szczególnie ważny moment "nawróceniem". "W jednej chwili dzieło, którego nie potrafiłam dokonać przez 10 lat, Jezus wykonał zadowalając się moją dobrą wolą". Wraz z tym darem Ducha Świętego rozpoczął się w jej życiu okres "najpiękniejszy ze wszystkich, najbardziej wypełniony łaskami z Nieba." Pod wpływem tej łaski postanawiła Teresa wstąpić do zakonu.

Pragnienie Karmelu

W dniu Zesłania Ducha Świętego 1887 roku Teresa powierzyła swój sekret Paulinie i ukochanej siostrze Celinie - ostatniej, która jeszcze pozostała z nią w domu. W maju 1887 powierzyła tę tajemnicę także ojcu. Spotkała w ogrodzie ojca, który siedzi na brzegu basenu, ze złożonymi rękoma. "Piękna postać Tatusia sprawiała niebiańskie wrażenie, czułam, że w jego sercu panuje pokój. Nic nie mówiąc usiadłam obok niego, z oczami pełnymi łez. Popatrzył na mnie z czułością i obejmując moją głowę, przytulił ją do serca mówiąc: "Co ci jest, moja królewno?" Wyznała mu, że i ona chciałaby bardzo szybko wstąpić do Karmelu, bez względu na swój wiek. I ten ojciec, tak przecież doświadczony, powiedział we wspaniałym porywie wiary, że "Dobry Bóg uczynił mu wielki zaszczyt prosząc go o jego dzieci".

Przewrażliwiony podlotek zaczął się przemieniać w trzeźwego, energicznego dorosłego człowieka. Zaczęła interesować się troskami służącej, nawiązywała rozmowy z przychodzącymi do domu rzemieślnikami, troszczyła się o dzieci, których matka jest chora. Kiedy dowiedziała się o mordercy, który zabił trzy kobiety w Paryżu, modliła się za niego chcąc za wszelką cenę uchronić go od piekła. Dzieliła pragnienie zbawienia dusz, które odczuwał Ukrzyżowany. Teresa dosłownie szturmowała Niebo, aby wyjednać łaskę nawrócenia dla Pranziniego. Ofiarowywała Bogu nieskończone zasługi Jezusa, skarby Kościoła Świętego, prosiła o odprawienie Mszy Św. czując, że z siebie samej "nic nie mogła uczynić". I cud dokonał się na samej szubienicy. Zanim skazaniec włożył głowę w ponury otwór, dotąd niewzruszony na prośby kapłana, który mu towarzyszył, Pranzini odwrócił się nagle, złapał krucyfiks, który kapłan niósł w swojej ręce, i "trzykroć ucałował święte rany". Potem rzucił się w ramiona śmierci i Boskiego miłosierdzia. Było to 31 sierpnia 1887.

Wkrótce rozpoczęła się ostra walka w celu zrealizowania marzenia Teresy. Miała zaledwie 15 lat. Sama się postarzała, czesząc sobie kok na czubku głowy. Musiała jednak błagać władze kościelne o stosowne dyspensy, aby móc przekroczyć progi Karmelu pomimo młodego wieku. Przełożony Karmelu odrzucił jej prośbę i podtrzymywał to veto pomimo nalegania karmelitanek. Ukrycie sprzeciwiał się temu także biskup diecezji - Hugonin. "Dusza moja była pogrążona w goryczy, lecz także w pokoju, ponieważ szukałam jedynie woli Bożej." Teresa oświadczyła: "jeśli Biskup nie zechce mi pozwolić na wstąpienie do Karmelu w piętnastym roku życia, to pójdę aż do Ojca Świętego"...

I istotnie zdarzyło się coś niezwykłego. Dnia 4 listopada wraz z ojcem wyjechała do Rzymu, by w czasie audiencji u Leona XIII, prosić o pozwolenie na wcześniejsze wstąpienie do Karmelu Leon XIII słuchał jej ze wzruszeniem, nie zniechęcał, lecz odesłał ją do biskupa diecezji. Po powrocie z Rzymu po raz drugi skierowała swą prośbę do biskupa diecezji Bayeux. Teresa każdego dnia wyglądała za odpowiedzią J. E. Hugonina. Nie przestawała "ufać wbrew wszelkiej nadziei". Wreszcie 28 grudnia Matka Maria od św. Gonzagi, przeorysza Karmelu w Lisieux, otrzymała pisemne zezwolenie biskupa na wstąpienie Teresy do Karmelu.

Wstąpienie

9 kwietnia 1888 roku o poranku, po Mszy św. Ludwik Martin, w wieku 65 lat, pobłogosławił płacząc swoją "królewnę", która opuszczała go na zawsze. Postulantkę w drzwiach klasztoru przyjęła wspólnota sióstr złożona z 26 karmelitanek, otaczających przeoryszę. Najpierw przełożony Karmelu, ojciec Delatroette, zwrócił się do sióstr z napomnieniem: "Jako delegat biskupa przedstawiam wam to 15-letnie dziecko, którego wstąpienia pragnęłyście. Życzę, by ona nie zawiodła waszych nadziei, lecz jeśli tak się stanie, przypominam wam, że jedynie wy poniesiecie ciężar tej odpowiedzialności".

Cela, w której Teresa spędziła 5 lat, posiadała jedynie siennik położony na deskach i elementarne wyposażenie. Nie było ani wody, ani ogrzewania, tylko mała spirytusowa lampka. Widok zasłaniał dach. Czym się zajmowała Teresa ? Nabożeństwa i modlitwy, zamiatanie, cerowanie, praca w ogrodzie. Wywiązywała się wspaniale z prostych rzeczy. To była jej droga do świętości.

Teresa pracowała w bieliźniarni i ogrodzie. W Karmelu przebywały już dwie siostry Teresy - Paulina i Maria. Jednak Teresa od pierwszego dnia odnosiła się z dystansem do swoich rodzonych sióstr. Prowadziła walkę o wyzwolenie się od rodziny, która co tydzień przychodziła do rozmównicy i wciąż traktowała ją jak małe dziecko. Była wierna regule w każdym szczególe. Rozmowy z siostrami ograniczała z niezłomną konsekwencja do dozwolonej miary. Ponadto podczas krótkich godzin odpoczynku świadomie przyłączała się do sióstr mniej lubianych i niesympatycznych.

Teresa mężnie znosiła wszystkie niedogodności życia wspólnotowego, zimno, oschłość pojawiającą się często na modlitwie, uczuciową pustkę. Najbardziej cierpiała jednak z powodu choroby psychicznej ojca. Był to dla niej następny dramat rodzinny. Właśnie z powodu choroby ojca obłóczyny Teresy odwlekały się. Po wylewie, kilku atakach i halucynacjach, ojciec znalazł się w szpitalu Dobrego Zbawcy w Caen. Jego pobyt tam trwał 3 lata.

Nowicjat

10 stycznia 1889 Teresa przywdziała habit i z kandydatki stała się nowicjuszka. 8 września złożyła śluby zakonne. Teresa po wręczeniu welonu otrzymała drugie imię - Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza.

Przez pierwsze 5 lat w Karmelu Teresa otrzymawała "więcej kolców aniżeli róż". Czuła jednak, że wzrasta jej wiara. "Oderwać się od wszystkiego, co nie jest Nim" - oto czego uczyła się młoda zakonnica w wieku 16 lat: Jezus, centrum jej życia. Przez 20 miesięcy nowicjatu ukłucia były coraz liczniejsze. Przed zakrwawionym Obliczem Jezusa uczyła się, że "Miłość pokorna, to ta co się unicestwia, miłość hojna to ta, co zapomina o sobie". Takie były jej aspiracje. Karmiła się tekstami biblijnymi. Czwarta pieśń Sługi Jahwe przeszywała jej serce. Będzie wpatrywała się w jej słowa aż do śmierci. Teresa zagłębiała się w pismach św. Jana od Krzyża, "Doktora Miłości".

Całkowicie zdała się na Jezusa, odtąd jej jedynego kierownika: "On nie uczy mnie liczenia moich uczynków, lecz uczy mnie robienia wszystkiego z miłości. To Jezus czyni wszystko, ja nie robię nic."

Pierwsza profesja

8 września 1890 był dniem profesji, poprzedzonej rekolekcjami przeżytymi "w zupełnej oschłości, prawie w opuszczeniu". "W przeddzień - pisze Teresa - podniosła się w mej duszy zawierucha, jakiej dotąd nie przechodziłam. Dotychczas nigdy nie przyszła mi na myśl żadna wątpliwość co do mego powołania; trzeba było, abym przeszła i przez tę próbę. Wieczorem, po jutrzni, kiedy odprawiałam Drogę Krzyżową, powołanie moje wydało mi się urojeniem i mrzonką... Ciemności stały się tak wielkie, że widziałam i rozumiałam już tylko to jedno: ja nie mam powołania!.." Odważne i niosące otuchę działanie Teresy jako pielęgniarki i zakrystianki w czasie epidemii grypy, która spada na wspólnotę w zimie 1891-92, zabierając cztery karmelitanki, sprawiło, że Przełożony stwierdził wreszcie: "Ona jest wielką nadzieją dla tej wspólnoty". Teresa napisała o tym okresie: "Podczas tego ciężkiego doświadczenia w Zgromadzeniu miałam niewymowną pociechę, mogąc codziennie przyjmować Komunię św... Ach! Cóż to była za rozkosz!... Jezus rozpieszczał mnie długo, znacznie dłużej niż swe wierne oblubienice; pozwolił bowiem, by mi Go dawano, choć inne nie miały już szczęścia przyjmować Go..."

Mistrzyni nowicjatu

W lutym 1893 roku Paulina, jeszcze tak niedawno "druga mama", została wybrana przeoryszą Karmelu. Myli się ten, kto sądzi, że przełożeństwo jej siostry, Paulinki, dało jej jakieś korzyści. Przeciwnie - jest siostrą, która najrzadziej może się z nią spotykać... Pobyty w oazach są więc krótkie, a przejścia przez pustynie, bez wody - długie. Radość wznosiła jej duszę, cierpienie - oczyszczało. Teresa zostaje wyznaczona wtedy do pomocy s. Marii Gonzadze jako asystentka mistrzyni nowicjuszek.

29 lipca 1894 r. umarł ukochany ojciec Teresy, po długiej drodze krzyżowej, w czasie której Teresa widziała go zaledwie jeden raz i usłyszała z jego ust tylko jedno słowo: "niebo". W trzy tygodnie później Celina wstąpiła do Karmelu, po zakończonym czuwaniu u boku chorego ojca. Przyjęła imię Genowefy od Najświętszego Oblicza. Tak spełniło się najgłębsze pragnienie Teresy: "Nie do przyjęcia była dla mnie jedynie myśl, że [Celina] mogłaby nie zostać oblubienicą Jezusa, bo kochając ją jak samą siebie, za nic nie chciałam, by oddała swe serce śmiertelnemu człowiekowi. ...Teraz nie pragnę już niczego, jak tylko do szaleństwa kochać Jezusa... Znikły już dziecinne pragnienia; to prawda, że w dalszym ciągu lubię zdobić kwiatami ołtarz Małego Jezusa, ale odkąd ofiarował mi On Kwiat, jakiego pożądałam, moją drogą Celinę, nie pragnę już innych, lecz ją składam Mu jako najwspanialszą wiązankę... Nie pragnę już ani cierpienia, ani śmierci, choć kocham jedno i drugie; tylko miłość mnie pociąga..."

Mała droga

W tym okresie, po latach poszukiwań, siostra Teresa odkrywa drogę dziecięctwa duchowego. Odkrycie to przemieniło zupełnie jej życie. Otrzymała łaskę głębokiego poznania Ojcostwa Boga, który nie jest niczym innym jak tylko Miłością Miłosierną. Podczas gdy w jej czasach nieliczni ofiarują się Bożej Sprawiedliwości, "słaba i niedoskonała" Teresa oddaje się Miłości Miłosiernej.

Mała droga Teresy uświęca zwykły, powszedni dzień. Mówi, że nie należy marzyć o czymś nadzwyczajnym, ale wykonywać z miłością to co zwyczajne. Teresa pisze "Gdy nie mogę nic odczuwać, gdy jestem całkiem oschła, niezdolna aby się modlić, praktykować cnoty, wtedy szukam malutkich okazji, prawdziwie nic nie znaczących czynów, by sprawdzić Jezusowi radość. Na przykład uśmiech, przyjazne słowo jeśli wolałabym raczej milczeć, albo zrobić markotna minę".

Teresa wystrzega się, aby nie wzbudzać sobą zainteresowania otoczenia. Prowadzi swoje jednostajne życie wśród innych sióstr tak niepozornie, że one aż do ostatnich miesięcy, uważają ją za całkiem przeciętna osobę, może nawet bez większych duchowych potrzeb.

Końcem grudnia, matka Agnieszka prosi Teresę o opisanie swego dzieciństwa. W 1895 roku przelała więc na papier z posłuszeństwa swe myśli o łaskach, jakich Dobry Bóg zechciał jej udzielić. Dzięki odkryciu "małej drogi" spogląda ponownie na swe życie w świetle Boga miłości i miłosierdzia. Stąd radosny ton przepełniający jej rękopis. W ten sposób powstaje pierwszych osiem rozdziałów "Dziejów duszy".

9 czerwca 1985 roku Teresa czyni na drodze dziecięctwa heroiczny akt: ofiaruje siebie jako ofiarę całopalną Miłości miłosiernej. Odnawia ten akt aż do śmierci. Pan przyjmuje Teresę jako ofiarę. Ma 22 lata. Pozostaje jej 2 lata życia.

Noc ciemna

Dnia 3 kwietnia 1896 roku, w noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, miał miejsce pierwszy atak gruźlicy (plucie krwią). Wraz z tym przychodzi trudne doświadczenie pokus przeciw wierze i nadziei, trwające do końca życia. Doświadcza "ciemnej nocy wiary".

To najwyższe doświadczenie spada na jej duszę w okresie radości paschalnej. Przeżyje kilka rozjaśnień w tej wewnętrznej nocy, lecz ciemności nie opuszczą jej aż do śmierci. Ona sama rozumie sens tej próby: oddała życie za ocalenie grzeszników, musi więc pozostać siedząc za ich stołem, ratując ich nie przez radości ani przez plan cudownej "małej drogi" - odkrytej po tylu walkach - lecz w strapieniu, z dala od Umiłowanego, w oschłości duszy. W stanie grzesznika, choć nie zgrzeszyła. Jak Ukrzyżowany, który niósł na Krzyżu przygniatający ciężar wszystkich grzechów świata. W chwilach, gdy ciemności się rozpraszają i kiedy wkracza na nowo w gorejącą światłość wiary, apostolska dusza Teresy zwiększa się do rozmiarów Kościoła i świata. Pisze: "Być Twą Oblubienicą, o Jezu, być karmelitanką, być przez zjednoczenie z Tobą matką dusz, to wszystko powinno mi wystarczyć... jest jednak inaczej... Bez wątpienia te trzy przywileje stanowią moje powołanie: być karmelitanką, Oblubienicą i matką. A jednak odczuwam w sobie jeszcze inne powołania, powołanie wojownika, kapłana, doktora, męczennika; czuję wreszcie potrzebę dokonania dla Ciebie, Jezu, czynów najbardziej bohaterskich..."

Ponad wszystko jednak pragnie męczeństwa: "Kiedy myślę o udręczeniach, które w czasach Antychrysta staną się udziałem chrześcijan, czuję, jak serce moje wyrywa się do nich... Jezu, Jezu, gdybym chciała spisać wszystkie moje pragnienia, musiałabym się odnieść do twej księgi żywota, gdzie są podane czyny wszystkich Świętych; tego wszystkiego chciałabym dokonać dla Ciebie..."

Noc duszy stanie się męczarnią. Teresa ma 24 lata. Pochłonięta miłością, męczona nocą wiary, odczuwa, że zbliża się koniec próby. Zgaduje, że śmierć jest blisko. Kaszle bez końca. Gorączka jej nie opuszcza. Całe ciało jest obolałe, przychodzą krwotoki płucne. Ujawniła się gruźlica, stan jest poważny. Niezdrowe usytuowanie klasztoru i surowość mniszego życia osłabiły wrażliwy mały kwiatek. Przeorysza prosi ją o uzupełnienie rękopisów o jej życiu o doświadczenia duchowe w klasztorze.

Ofiara całopalna

Na wiosnę 1897 roku gruźlica nasila się. Prawie co dnia Teresa cierpi z powodu krwotoków płucnych. 30 lipca przyjmuje sakrament chorych. Dwa ostatnie miesiące jej krótkiego życia są bardzo bolesne z wszystkich punktów widzenia. Niepokoje, lęki, pokusy...

Śmierć, której przedtem oczekiwała z radością, jako towarzyszkę do wiecznej szczęśliwości, wydawała się jej teraz absolutna nicością. Pozostała jej tylko ufność. Mimo cierpień starała się być uśmiechnięta, radosna i jak zawsze skłonna do żartów. Osłabiona przez krwotoki próbowała podtrzymać siostry na duchu. Modliła się, aby po śmierci mogła "czynić dobrze na ziemi, aż do końca świata".

Ofiara całopalna z 9 czerwca 1895 r. została w sposób widoczny całkowicie przyjęta. Ona jest ofiarą, by móc w ten sposób ocalić jak najwięcej dusz. Jedyne pytanie, jakie ją teraz nurtuje, to czy można ocalać dusze jeszcze po śmierci? "Gdybyście wiedziały, ile czynię planów o rzeczach, które będę robić, kiedy będę w Niebie. Zacznę moją misję." - powiedziała siostrze Marii od Najświętszego Serca 13 lipca 1897. Tak, postanowiła spędzić czas w Niebie sprawiając, że deszcz róż spadnie na ziemię i obiecała często na nią schodzić...

Od 19 sierpnia do 30 września spada na nią bardzo bolesne doświadczenie. Z powodu częstych krwotoków nie może już przyjmować Komunii św., a tak bardzo jej pragnie! 28 sierpnia jęczy: "Brak mi powietrza ziemskiego, kiedyż będę oddychać powietrzem niebios?" Rozpoczyna się agonia trwająca dwa dni: "Mój Boże, miej litość...!" - woła w straszliwych cierpieniach. "O moja Matko, zapewniam cię, że kielich jest pełny aż po brzegi" - powiedziała przełożonej. 30 września Teresa otoczona przez wspólnotę wypowiada ostatnie słowa. Słowa pochodzące od duszy, która stała się tak bardzo podobna do jej Umiłowanego Ukrzyżowanego, mogły być tylko słowami miłości: "O, jakże Go kocham!" "Mój Boże... kocham Cię!" - wyszeptała umierając. "Byłam świadkiem jej długiego, pięknego spojrzenia jak w ekstazie w chwili, gdy umierała" - napisała siostra Maria od Najświętszej Trójcy, nowicjuszka Teresy.

Pośmiertna misja Tereski

Teresa umarła mając 24 lata. W rok po jej śmierci ukazała się utworzona z jej pism książka "Dzieje Duszy", która podbiła świat. Ukryte życie Teresy stało się światłem dla całego świata.

29 kwietnia 1923 r. papież Pius XI ogłasza Teresę błogosławioną. 2 lata później Pius IX dokonuje jej kanonizacji. W 1997 r. Jan Paweł II wynosi Teresę do godności Doktora Kościoła.

Przez kilkadziesiąt lat po śmierci Teresy przedstawiano ją w sposób zafałszowany, nieautentyczny. Jej rodzone siostry, celowo zniekształciły jej obraz i pisma, usuwając z nich wszystko, co mogłoby świadczyć o przeżywanych przez Teresę trudnościach. Obraz Teresy przedstawiony przez jej siostry jest sztuczny, nieautentyczny, pozbawiony własnej osobowości.

Na polecenie Stolicy Apostolskiej przez wiele lat trwały żmudne badania i prace całej ekipy specjalistów, by zafałszowanym tekstom przywrócić autentyczność i ukazać Teresę taką, jaka była w rzeczywistości.

Dziś potrzeba nam takiej właśnie autentycznej, św. Teresy wziętej z życia, która zna troski, niepokoje, lęki i wątpliwości współczesnego człowieka, jego trudności z wiarą i bezsens życia, bo wiele z tych spraw sama przeżyła. I tylko taka Teresa może być dla nas, dzisiejszych ludzi, wzorem i pomocą w przezwyciężaniu naszych trudności i problemów.

Św. Teresa jest patronką Francji, kwiaciarzy i hodowców kwiatów, misji, Rosji, starych ludzi 
Wspomnienie liturgiczne obchodzimy 1 października.

Facebook Twitter Google+ Pinterest